Codziennie o szóstej rano próbuję sama sobie wytłumaczyć, że ci ludzie są po prostu zatrudnieni. Że dostają zadanie do wykonania, że od tego ich pensja i utrzymanie zależy. Że to nie ich zła wola i nienawiść do mnie powoduje uruchomienie młotów pneumatycznych czy maszyn do cięcia cegieł w porze dnia, która według mnie kwalifikuje się jeszcze jako głęboka noc. Codziennie złorzeczę Bogu ducha winnym robotnikom, sile narodu maltańskiego, którzy w miejscu pracy się zjawiają punktualnie i entuzjastycznymi okrzykami witają wschodzące słońce i pobratymców, ubarwiając rozmową wczesnoporanną pracę.
Zabić to mało.